Yves Saint Laurent jest nie tylko projektantem mody. Ostatnio stworzył nową maskarę Volume Effet Faux Cils, która maksymalnie pogrubia rzęsy. Czy rzeczywiście jest aż tak dobra?
Jakie zadania ma spełniać tusz do rzęs Volume Effet Faux Cils? Po pierwsze ma koloryzować rzęsy. Tu sprawdza się doskonale. Po drugie ma zwiększać ich objętość. Jeżeli umiejętnie wytuszujemy rzęsy, to taki efekt z pewnością osiągniemy. W przeciwnym wypadku – nasze rzęsy będą sklejone i pokryte czarnymi grudkami.
Pogrubienie rzęs ma zapewnić szczoteczka. Ma regularny kształt i włosie o takiej samej długości – nie posiada więc dziwacznych kształtów – takich, jak inne szczoteczki, którymi jest dość trudno pomalować rzęsy. Ale czy to się sprawdza? Właściwie nie do końca. Na szczoteczkę, a zwłaszcza na jej czubek, nabiera się duża ilość tuszu. W rezultacie podczas makijażu kładziemy na rzęsach grubą warstwę kosmetyku. Wygląda to nieładnie. Oczywiście możemy wyczesać rzęsy małym grzebykiem kosmetycznym, obetrzeć szczoteczkę o brzeg pojemnika lub inna szczoteczkę. Jednak tuszowanie rzęs powinno przebiegać szybko, a szczoteczki powinny mieć odpowiednio wyprofilowane włosie.
W środku znajdziemy między innymi: parafinę, nylon, substancję zapachową, panthenol, ekstrakt z alg, wyciąg z aloesu, krzem i mikę. Obok składników naturalnych mamy substancje sztuczne i takie, które mogą wywołać uczulenie. Producent zaleca, by raz w tygodniu wytrzeć szczoteczkę chusteczką higieniczną (można nasączyć ją płynem do demakijażu lub dezynfekcyjnym).
Jak na ekskluzywną markę przystało, Yves Saint Laurent zamknął swój nowy tusz do rzęs w złotym opakowaniu. Przód buteleczki zdobią inicjały projektanta. Pojemność opakowania wynosi 7, 5 ml. Cena powyżej 100 złotych może być dla niektórych zbyt wysoka. Z drugiej strony jednak do wyboru mamy aż sześć kolorów. W perfumeriach znajdziemy tusz burgundowy, czarny, brązowy, niebieski, fioletowy oraz ciemnoniebieski. Jest z czego wybierać.
Dodaj komentarz